WTOREK
Chciałoby się rzec: dzień jak co dzień – ale w naszym przypadku nie ma nic bardziej błędnego 🙂
Wstaliśmy już po 6-tej! Przeziębiona jestem więc byłam totalnie nieprzytomna i bezczelnie uwaliłam się na kanapie przy wspólnym oglądaniu bajek – tuż po lekkim śniadanku oczywiście. Kawa mnie nie obudziła ( a i syn był nieobecny przy jedzeniu )więc nie mam wyrzutów sumienia, że pozwoliłam na 2 godziny! gapienia się w tv.
Teoretycznie we wtorki czasu mamy niewiele bo na 11:30 Oliwier chodzi do tzw. Spielgruppy (czyli po prostu grupy zabaw). Dlaczego nie poszedł do przedszkola? Ano bardzo chciałam by się w nim znalazł ale koszty przekroczyły nasz budżet – za 4 dni w tygodniu po 5 godzin zaśpiewano nam ponad 1000CHF (tak, to normalna cena tutaj za prywatne przedszkole). Gmina odrzuciła podanie o dofinansowanie i oto znaleźliśmy alternatywę jaką jest właśnie spielgruppa. Dzieci w naszej grupie bawią się, śpiewają, mają tańce, zajęcia artystyczne i fizyczne – jestem z niej zadowolona mimo iż to tylko 6 godzin tygodniowo (3 we wtorek i 3 w środę).
Gdy drzwi za synusiem się zamknęły pognałam na pocztę a potem na spotkanie z koleżankami. Jedna z nich się przeprowadza i organizowała pożegnalną kawkę by też zaprosić nas na kolejną – już na nowych włościach 🙂
My tu gadu, gadu a wybija godzina 13.30 i musiałam się zbierać po Oliwiera. Punkt 14 – nigdy wcześniej – otwierają się drzwi i gotowe, ubrane dzieci wychodzą do swoich rodziców. Lecąc po syna spotkałam też pierwszy świąteczny akcent w naszej miejscowości – jak dla mnie lekka przesada 😛
Jeszcze ponadprogramowe szaleństwo na placu zabaw; mimo kaszlu nie mogłam odmówić Oliwierowi w taki piękny dzień. Uwielbiam tam chodzić ze względu na sporą ilość atrakcji dla dzieci i spory zielony teren. Teraz, gdy liście spadają z drzew, jest tam jeszcze piękniej!
Potem było już tylko weselej: dzikie szaleństwo w liściach, wspinaczka po drzewie i turlanie po trawie bo “listeczki leżą – muszę sprawdzić czy miękko”. Aż przechodnie się przyjacielsko uśmiechali a starsze osoby (było ich sporo tego dnia) korzystające ze słoneczka na ławeczkach machały do Olisia. Lubię ten kraj; ludzie są tutaj zadowoleni z życia, weseli i obdarzają obce osoby szczerym uśmiechem – to na prawdę miłe, aż się ciepło na sercu robi:)
Było tak miło, że zeszło nam sporo czasu! Pognaliśmy do domu by przyszykować się na shopping 🙂
A tak serio to raz na tydzień – półtora jeździmy do Niemiec na zakupy. Do granicy mamy rzut beretem a skoro w Niemczech taniej (zdecydowanie) to zaopatrujemy się w Kauflandzie. Dla przykładu kilogram piersi z kurczaka w Niemczech kosztuje około 6 EUR, a w Szwajcarii około 20 CHF . Waluty te są dla siebie prawie 1:1 więc różnica jest spora i odczuwalna. Już się przyzwyczaiłam i nauczyłam planować zakupy tak by wszystkiego starczyło do kolejnych zakupów. Pamiętać jednak trzeba o limitach jakie nas obowiązują przy zakupie mięsa, alkoholu czy kilku innych produktów.
Tak wygląda nasz parking podziemny – wybaczcie za jakość zdjęcia, robiłam komórką.
Dobra przyznam się: wydałam 150 EUR i kupiłam to co poniżej + wór ziemniorów, marchewki i cebuli. W ogóle cebula jakoś w ilościach hurtowych nam schodzi i wiecznie jej brakuje – ale to chyba akurat dobrze 🙂 Tylko nie róbcie tego co ja na początku: nie przeliczajcie tych pieniędzy na złotówki. W końcu nie zarabia się tutaj złotówek i pensja nie wynosi ani 1500 ani 2000 złotych 🙂
Dzisiejszy relaks: Piekielna Kuchnia (muszę się kiedyś wybrać do Amaro na coś dobrego 😛 ) i Aż po sufit – uwielbiam ten serial – i Ślubny też! Oba programy oglądamy razem – kolejny małżeński rytuał 😛
A co u Was kochani?
16 komentarzy
U nas też dzisiaj była kąpiel w jesiennych liściach 😉 Już kiedyś słyszałam stwierdzenie, że nie można przeliczać podczas zakupów na złotówki, bo stawki i zarobki są inne niż w Polsce.
Ja na początku robiłam oczy gdy przeliczałam i wszystkiego sobie odmawiałam. Tak się po prostu nie da, mieszkając tutaj wydaję w końcu franki/euro a nie złotówki
Uwielbiam takie wpisy z życia codziennego – chyba po prostu lubię wiedzieć, jak to wygląda u innych;) A zwłaszcza jak jest to okraszone pięknymi zdjęciami:)
Też lubię takie wpisy czytać ale przygotowanie własnych to już nie taka prosta sprawa. Jak w kilku zdaniach i zdjęciach pokazać dzień
Kocham Szwajcarię 😉 i krowy i dzwonki i góry 🙂 zdjęcia przepiękne a Mały uroczy 🙂
i czekoladę i ser 🙂
Beztroskie dzieciństwo 🙂 ale miło się patrzy na takie zabawy 🙂 Zakupy na zapas ja też robię bo taniej wychodzi 😉 (tylko trochę czasu potrzeba na zaplanowanie)
Planowanie wychodzi mi co najmniej kiepsko, zawsze albo czegoś istotnego zapomnę zapisać albo zapiszę za dużo.
Fajna taka zabawa jesienią w parku 🙂
W zeszłym roku też praktykowaliśmy kąpiele w jesiennych liściach i było bardzo wesoło 🙂
Hell's Kitchen też uwielbiamy. Po wtorkowym odcinku jesteśmy ciekawe kto wygra.
Właściwie moim guru jest Gordon Ramsay ale i polska wersja jest ok 🙂
W tych kilku zdjęciach Szwajcaria przypomina Polskę 😉
Jedyne co ja mam wspólnego ze Szwajcaria to … psa 😉
Zabawy w liściach -kto ich nie lubi :)a zdjęcia piękne 🙂
My na razie tyko przez okno podziwiamy jesień bo choroba nas zmogła .
Sztuka zycia – to cieszyc sie malym szczesciem.
Istnieja tylko dwa sposoby na zycie – zyc tak jakby nic nie bylo cudem lub tak jakby cudem bylo wszystko. – Albert Einstein