Zima spędza sen z powiek młodych mam. Sama wiem jak gdybałam nad tym w co ubrać małego. Czy nie za ciepło mu albo za zimno. Przykryć dodatkowo kocykiem czy nie? Wyjść na mróz czy zostać w domu?
Przyznaję, miałam wielki stres na początku.
Pod presją mamy, teściowej i otoczenia ubierałam Olisia jak małego eskimoska.
W Szwajcarii sprawy mają się zupełnie inaczej; od małego hartuje się dzieci. Wiecznie pada więc podstawowym wyposażeniem garderoby są kalosze i płaszczyki przeciwdeszczowe. Maluszki z gołymi główkami czy dzieci biegające z rozpiętą kurtką w wietrzny dzień to norma. Pogoda popada tu w skrajności; najpierw tydzień leje, a potem słońce grzeje jak opętane np. w maju. Przykład: w listopadzie 2014 było tak ciepło, że chodziłam w samej bluzie na spacery, a w styczniu Oliś bez czapki i w rozpiętej kurtce.
Na szczęście przeziębienia zdarzają się sporadycznie i są raczej lekkie. Diametralna zmiana nastąpiła po przeprowadzce do Szwajcarii. Wówczas po 2 miesiącach niezidentyfikowanego (w Polsce) kaszlu i po 2 antybiotykach – wszystko przeszło jak ręką odjął. Stwierdziłam, że czas przestać robić z siebie przesadnie ostrożną i pozwolić dziecku zmarznąć i pomoczyć się od czasu do czasu.
Co robiliśmy/ robimy by wzmacniać odporność Oliwiera?
– zrezygnowałam ze szczepień zaraz po narodzinach (kwestia sporna więc nie będę się rozwijać)
– od początku posiłki przygotowywałam sama (nie miałam możliwości karmić syna piersią ze względu na Jego kłopoty z serduszkiem dlatego za punkt honoru uznałam zdrowe odżywianie)
– w domu biegamy na skarpetkach, latem głównie na boso
– na spacery chodzimy codziennie: w deszcz, śnieg czy wiatr (w granicach rozsądku)
– pozwalam małemu taplać się w kałużach, mieszać i ryć rączkami (zabieram wtedy buty na przebranie bo kalosze pływają 🙂 )
– w Olisiowej sypialni panuje temperatura 20stopni, a całe mieszkanie wietrzymy codziennie (minimum godzinę)
– nie przegrzewamy, lepiej gdy troszkę zmarznie niż zleje się potem
– gdy mi głowy nie urywa i nie ubieram czapki – Oliś też swojej nie zakłada (chyba, że sam poprosi to ok ale nie namawiam)
– jeśli na zimę mamy kombinezon, pod spód ubieramy tylko rajstopki i bluzeczkę (przecież sam kombinezon wystarczająco grzeje)
– nie ubieramy polarowych ciuszków i czapeczek – nie przepuszczają powietrza i skóra się poci
– na śniegowe harce zabieramy 2-3 pary rękawiczek by zmienić te już całkiem mokre
– nie przestrzegamy sterylności – coś co spadnie na ziemię “otrzepujemy” lub polewamy wodą i idzie dalej w ruch
– nie panikujemy przy katarku i lekkim kaszlu, z gorączką też nie latamy od razu do lekarza
– dajemy do picia głównie wodę lub domowy sok (unikamy jak ognia słodzonych napojów)
Największy szok przeżyłam gdy kaszlącego poważnie Oliwiera zabrałam w 4 dniu choroby do lekarza (w Szwajcarii). Pomijam już fakt, że przychodnia była cudnie kolorowa, z ogromem zabawek w poczekalni, miejscem dla rodziców, czajnikiem i mikrofalówką! Obsługa szalenie miła i uśmiechnięta. Na dzień dobry pacjent został zmierzony, zważony i sprawdzona temperatura. Podczas badania i wywiadu okazało się, że ma grypę, a lekarz kazał dać syropek wykrztuśny rano, przeciwkaszlowe kropelki wieczorem i chodzić normalnie na spacery! W Polsce dostałabym od razu antybiotyk! Ta sytuacja całkiem mnie przekonała do zmian 🙂
Jak to u Was jest? Pilnujecie się babcinych zasad czy podchodzicie z rozsądkiem do kwestii hartowania swoich pociech? Może macie jakieś sprawdzone metody, których ja nie wymieniłam?
12 komentarzy
Jeśli Wasze sposoby na odporność działają – godne są pochwalenia. Popieram wszystko, z tym wyjątkiem, że szczepimy Oliwierka (imiennika Waszego) ale tutaj się nie będziemy rozwodzić bo to są kwestie indywidualne a ja szanuję wybory każdej z mam 🙂
http://www.MartynaG.pl
Martyna – no wychodzi na to, że działają. Oli już dawno chory nie był, lekki katar miał kilka dni i to jak w Polsce był (więc zwalam na klimat 😛 )
mam koleżankę w Londynie – i ona początkowo też była zachwycona "nie przejmowaniem się lekarzy" – do czasu aż jej synek złapał poważne zapalenie płuc, a lekarze to zbagatelizowali. Też uważam, że dzieci są często przegrzewane i nie raz spotkałam się z oburzeniem, że jak to ja rajstop dziecku mogę w zimie nie ubrać 😉 Fajnie, że odporność Oliego jest dobra 🙂
Nam lekarz kazał zjawić się za 3 dni jeśli nie byłoby poprawy więc nie oceniłabym go przez pryzmat "nie przejmowania się". Nad odpornością cały czas pracujemy – klimat Szwajcarii umożliwia nam treningi 🙂
Wszystkie rady – super! Też staramy się utrzymywać podobne zasady, a ile się nasłuchałam swego czasu od "życzliwych" kobietek na ulicach – to moje ( nasze ;)).
Na mnie często patrzą jak na wariatkę – np. dzisiaj w dużym, wojewódzkim mieście, synuś (lat 2) taplał się w kałuży… Do domu godzina drogi samochodem, a on prawie do pasa mokry. Dobrze że buty i skarpetki na zmianę mieliśmy 😛 Albo jak chodzi w cienkiej bawełnianej czapeczce i bez szalika (a do tego rozpina kurtkę, bo go w szyję uwiera). A w lecie to tylko na bosaka. Antybiotyku jeszcze nie miał w swoim życiu 😛 A jeszcze dodam, że nadal cyca wcina 😉
cyca podziwiam, ja musiałam przestać ze względu na serce małego ale to długa historia. Zawsze mam skarpetki chociaż i buty na zmianę jak jest po deszczu bo spacer zawsze kończy się tak samo:) w Polsce też patrzyli na mnie jak na jakąś inną, na szczęście w Szwajcarii to całkiem normalne. Patrzą na mnie dziwnie bo dziecko ma kalosze a ja nie hi hi
Zgadzam się z hartowaniem… Póki Madzia była młodsza to jej nie przegrzewałam, a teraz jakoś ciężko mi już założyć lżejszą kurteczkę 🙂 do picia dostaje najczęściej wodę, albo w okresie jesienno-zimowym cytrynkę 🙂 no i sok z czarnego bzu od czasu do czasu 🙂 a mam pytanie trochę z innej beczki, co myślicie o tym by dziecko mieć na ulicy na szelkach? ( Moja mała należy do bardzo ruchliwych i za rączkę chodzić nie chce, w wózku tak samo, ostatnio miałam ją w szelkach na spacerze jak dla mnie wygoda bo się nie wygrywała, nie krzyczała i nie kładła sie na ziemię, ale wzroki ludzi i komenatrze typu "dziecko na uwięzi" "na smyczy" trochę mnie przeraziły.. W końcu zrobiłam to dla bezpieczeństwa bo w mieście pełno aut i większość nie dość że nie przestrzega przepisów, to nie patrzy jak jedzie) mogę prosić o opinię? (Sandra Formela)
Nie miałam okazji używać tego gadżetu ale uważam, że to dobra opcja. Zwłaszcza dla ruchliwych dzieci i w Polsce. (W Szwajcarii panuje inna kultura na drodze ale nie ma co się rozwijać na ten temat). Inni ludzie w wielu sytuacjach patrzą na drugiego człowieka jakby miał nierówno pod sufitem i nie należy się tym przejmować. moja siostra używała szelek i była zadowolona (i spokojna!) mimo, że ludzie się wręcz bezczelnie gapili. Mieszkałam w Bydgoszczy i był to dla mnie częsty widok. Jestem za; w końcu to Pani dziecko i Pani dba o jego bezpieczeństwo. Apropos takich sytuacji można by gadać i wymieniac multum sytuacji i przypadków. Chyba napisze na ten temat 🙂
Dziękuję za opinie, wpis ba ten temat z chęcią i wielką przyjemnością przeczytam 🙂 (i nie jestem Pani)
W Anglii szelki to norma. Sama się zastanawiam nad kupnem takich…
Ja muszę w internecie poszukać troszeczkę dłuższych, bo te co mam to "takie przejściowe" były do nauki chodzenia po mieszkaniu i najbardziej do zabezpieczenia w starym krzesełku;) ( niestety w mieścinie, którą mam najbliżej nigdzie nie ma takich typowych)