Jeszcze nie tak dawno temu wielka wrzawa podniosła się, gdy świat obiegła informacja o restauracji z zakazem wejścia dla dzieci. Niewątpliwie temat jest kontrowersyjny i co jakiś czas wraca jak bumerang. Wczoraj miałam okazję uczestniczyć w burzliwej wymianie zdań na ten właśnie temat – na jednej z grup facebook.
Pytanie, które wywołało burzę
Padło niewinne pytanie: “Polećcie proszę jakieś restauracje typu childfree, najlepiej w
Warszawie. Chcę zorganizować spotkanie biznesowe w cichym miejscu z
klasą, bez ryzyka, że ciszę zakłócą dziecięce wrzaski lub widok
karmiącej. (…) Za zbędne
komentarze w stylu “co Ci dzieci przeszkadzają, zobaczysz jak sama
zostaniesz matką!” dziękuję.”
Dziewczyna jawnie przyznaje, że nie lubi dzieci i szuka cichego miejsca na spotkanie biznesowe – w pełni rozumiem – każdy ma prawo do własnego zdania. Nie rozumiem jednak fali, która potem przeszła przez facebook – fala pełna jadu, wulgaryzmów i niekulturalnych określeń.
Tajfun w restauracji
Pojawia się grupa ludzi, chcą porozmawiać w miłej atmosferze o czymś dla siebie ważnym – o czymś, co jest ważne dla ich biznesu, firmy i przyszłości – a obok 3 latek wydziera się wniebogłosy bo dostał makaron kokardki zamiast rurek, matka przewija niemowlę, a reszta dzieci biega między stolikami (i pod stoliki włazi!).
Nie oszukujmy się; mało kto jest w stanie znieść dziecko tajfun w restauracji: takie, które krzyczy, marudzi, płacze, wali sztućcami w stół, rzuca jedzeniem, donośnie beka, a po wszystkim zaczyna biegać albo kulać się po podłodze – to nie jest wizja z horroru ani wymyślona sytuacja – sama byłam świadkiem takiego popisu (a mój wówczas 3-letni syn był w szoku, że można się tak zachowywać – zwłaszcza, że owy tajfun był w jego wieku lub nawet nieco starszy).
Gdzie ta kultura?
Pierwszymi komentarzami, które się pojawiły, były oczywiście hejty niezwiązane odpowiedzią na pytanie autorki postu.
“To zaproś do siebie na chatę jak ci wszystko i wszyscy przeszkadzają”
“A snoby to przy cycu nie były?”
“Klub nocny, na pewno nie ma dzieci”
Ludzie, czy na prawdę nie można kulturalnie odpowiedzieć na pytanie, polecić dziewczynie odpowiednie miejsce na business lunch i zamknąć temat? Czy faktycznie matkom mózg wypływa przy porodzie i nie potrafią się zachować? Dlaczego tak ziejemy jadem i nie potrafimy zrozumieć, że nie każdy lubi dzieci, że nie każdy chce słuchać słodkiego rozczulania się nad brzdącem i uroczych beków po solidnym jedzonku?
Jestem matką
Jestem matką i popieram osoby, które chcą spędzić urlop czy zjeść obiad w ciszy i spokoju – BEZ DZIECI. Podróżujemy sporo i w związku z tym często jadamy w restauracjach – wierzcie mi, drogie mamy, da się wychować dziecko tak, by było pełnoprawnym i kulturalnym klientem. Oliwier mając niespełna 3 lata grzecznie siedział na swoim miejscu, pytał ściszonym głosem i czekał cierpliwie, aż wszyscy skończą jeść. Zawsze miałam ze sobą notesik i małe kredki lub książeczkę by się nie nudził – w większości przypadków jednak to kelner przynosił kartkę papieru i chociażby ołówek do bazgrania. Trochę cierpliwości i współpracy na poziomie rodzic-dziecko-obsługa i wszystko da się załatwić.
Gdy tylko mamy okazję ze Ślubnym wyjść we dwoje – zgadnijcie co wybierają rodzice kochający swojego synusia – idziemy do restauracji, gdzie nie ma dzieci! To całkiem naturalne, że człowiek chce psychicznie odpocząć w pełnoletnim towarzystwie – tym bardziej nie dziwię się bezdzietnym – nie są przyzwyczajeni do dziecięcego gwaru pod żadną postacią.
Trochę zrozumienia i kultury
Pod wspomnianym postem w ciągu 12 godzin pojawiło się ponad 1000 komentarzy. Była to ostra i niekulturalna, choć z przebłyskami inteligencji, konwersacja dorosłych osób, które skakały sobie do gardeł wmuszając innym własne zdanie. Bezdzietni rzucają mięsem mówiąc, że “madki” nie potrafią wychować bachorów, wywalają żylaste cyce i karmią gdzie się da – matki odpowiadają jadem w stylu: też kiedyś cyca mymlałeś, srałeś w pieluchę i byłeś niegrzeczny.
Całe 12 godzin śledziłam słowo po słowie i cieszę się, że znalazło się kilka osób, które mają po prostu rację: to od nas, rodziców, zależy jak nasze dzieci się zachowują w miejscach publicznych. Przecież nie musimy przewijać dzieci na sofach w kawiarni czy karmić zjawiskowo świecąc piersią (ja dla własnego komfortu wolałabym się nieco zakryć), nie musimy udawać wszechwiedzących i świętych kobiet, które wraz z potomkami należy wielbić w każdej postaci.
Musimy przygotować swoje dzieci na wyjście “do ludzi”, uspołecznić je w odpowiedni sposób, pokazać jak należy się zachowywać (to nawet w domu można ćwiczyć przy stoliku z zabawkami czy obiedzie), dla ułatwienia zabrać kilka gadżetów (zagadki, książeczka, nowa zabawka) i wybrać restaurację przyjazną dzieciom. Dlaczego? Właśnie dlatego by potrenować w luźnej atmosferze, bez “ucisz tego bachora” za plecami…
32 komentarze
Doskonałą puenta. Ja nie biorę udziału w takich dyskusjach. Jako rodzic chce mieć możliwość odwiedzenia restauracji wraz z dziećmi. Nie MC Donaldsa, ale właśnie restauracji, bo mimo bycia rodzicem jestem tez człowiekiem i moje dzieci mimo bycia dziećmi też są ludźmi. Jak mają się nauczyć odpowiedniego zachowania w takich miejscach, jeśli nie będą w nich bywać?
No i druga sprawa. Jako rodzic nie mam zbyt wielu okazji do spędzeni czasu BEZ dzieci. W związku z tym jesli gdzies mam okazję wyjsć wraz z męzem bez dzieci, to chcę, by to wyjście faktycznie było bez dzieci i wtedy idziemy w takie miejsca, gdzie szanse na obecnosx dzieci sa blizkie zeru, albo wręcz zerowe. Skoro chce odsapnąc od moich dzieci, to cudze tym bardziej będa mi przeszkadzać. Dośc mam kłotni i wycia w domu, nie musze tego znosic, gdy z niego wychodzę, y ucieć od tego wszystkiego.
NA innych spuscmy zasłonę milczenia. Drazni mnie wielki goły cyc wywalony publicznie, by nakarmić dziecko, bo z doświadczenia wiem, że daa się zrobić to dyskretnie tak, że nikt sie nie zorientuje i to bez chowania sie po kiblach. Zaś z drugiej strony za teksty "niech idzie karmić cyckiem do wc" mam ochote strzelić miedzy oczy tekstem, że bierz talerz i sam idz jeśc do kibla.
Zycie…
Masz dokładnie takie podejście jak ja. Zaczynaliśmy od rodzinnych knajpek i Mc czy KFC żeby młody oswoił się z kulturą jedzenia. Bardzo dobrze załapał i teraz nawet frytki zajada jakby był w 5* restauracji 🙂 trzeba jednak dziecko tego nauczyć i przypominać, przypominać, przypominać
Masz dokładnie takie podejście jak ja. Zaczynaliśmy od rodzinnych knajpek i Mc czy KFC żeby młody oswoił się z kulturą jedzenia. Bardzo dobrze załapał i teraz nawet frytki zajada jakby był w 5* restauracji 🙂 trzeba jednak dziecko tego nauczyć i przypominać, przypominać, przypominać
Ja jestem dopiero przed karmieniem, ale też uważam, że powinien być (i oczywiście może) w tym zachowany umiar. Wiadomo, że dziecko jest jak każdy człowiek i powinien jeść w miejscach publicznych, ale nie trzeba z tego powodu machać cycem na prawo i lewo. Nie wstydzę się swoich piersi, ale uważam, że nie każdy musi je oglądać, bo akurat jest pora karmienia.
Co do reszty – czasem zastanawiam się, skąd tacy ludzie się biorą i czy oni nigdy nie chcieli wyjść gdzieś bez dzieci i spędzić czasu w spokoju? Albo może nie mogą, więc w ramach zemsty na świecie chcą uprzykrzyć innym życie? 😉
To fakt,że niektóre dzieci po prostu zachowują się strasznie, terroryzując tym samym całe towarzystwo. Są jednak też takie, które spokojnie mogą wejść z rodzicami do restauracji nie pozostawiając po sobie zgliszcz.
Potwierdzam!
Mnie ostatnio załamała kobieta, która przy stoliku na środku restauracji zmieniała pieluszkę. Ja rozumiem, że lokal nie posiadał pomieszczenia ani miejsca w łazience do tego przeznaczonego, ale zmiana pieluchy na stoliku przy ludziach, którzy obok próbują jeść?!? Serio???? W końcu każdy chce rozkoszować się posiłkiem przy zapachu cudzej kupy – marzenie ludzi chodzących do restauracji. Do tego oczywiście dwójka starszych, która biegała po lokalu.
Szczerze? To mi się wydaje, że te najbardziej złośliwe, chamskie i kłótliwe baby to właśnie mamusie takich "bezstresowo" wychowanych dzieci, których nie da się tolerować w publicznych miejscach. Odbierają takie komentarze do siebie, bo wiedzą, jak zachowują się ich własne pociechy.
Niektóre dzieci wychowywane bezstresowo to mali "terroryści" a mamusie się cieszą, bo dzieciak biega po lokalu i hałasuje. A najgorsze dla mnie jest jak matka przewija dziecko przy stoliku – co prawda nie byłam świadkiem takiego zdarzenia, ale nawet przez mysl by mi to nie przeszło, że tak można zrobić. Ludzie czasem nie myślą, że osoba do restauracji nie przychodzi po to, żeby ogladać kupkę dziecka. Dla mnie to brak kultury ze strony takiej mamuśki.
No właśnie. Wydaje mi się, że świat stanął na głowie i ludzie są zmuszeni do zadawania takich dziwnych pytań o restauracje bez dzieci, bo w obecnych czasach wygląda na to, że sporo rodziców nie potrafi lub po prostu nie chce zapanować nad swoimi pociechami. Zawsze się zastanawiam co z tych dzieci wyrośnie i jak się będą zachowywać w miejscach publicznych w wieku 20 – 30 lat:). Oby im trochę przeszło;). A tym czasem jeśli masz ochotę, to zapraszam do mnie na piątkowe Linkowe Party. Pozdrawiam – Ania
na szczęście nie spotkałam się z taką sytuacją a i chyba dobrze, bo takie osoby bym po prostu zagryzła. Fajną odskocznią są kawiarnie dostosowane właśnie dla mam i ich pociech, gdzie i dzieci się pobawią i mamy nagadają i odpoczną 🙂
pozdrawiam
yakie-fayne.pl
Wiesz, ja zwyczajnie nie rozumiem problemu ze znalezieniem restauracji "bez dzieci". Nie mieszkam w Warszawie a w Gdańsku i takie miejsca można mnożyć. Wszystko to kwestia menu 😉 Sama mam dzieci i wychowuję synów na pełnoprawnych uczestników świata. W dodatku kulturalnych. To nie kwestia dzieci a ich beznadziejnych rodziców, którzy nie potrafią wpoić swoim dzieciom podstawowych zasad takich choćby jak szacunek dla innych.
A mnie miejsca "bez dzieci" nie przeszkadzają. Ja też czasami lubię odpocząć od dzieci i nie uważam tego za coś złego. Nie wszyscy dzieci lubią. Są miejsca dla niepalących i nie pijących, wiec moga być i dla bezdzietnych/antydzieciowych 😉
Często bardziej problemowi są rodzice takich rozrabiających dzieci. ;)))
Jestem matką, pedagogiem- uwielbiam dzieci. Jednak wychodząc do lokalu bez dziecka, marzę o ciszy i spokoju:)
Absolutnie nie widzę nic złego w pytaniu dziewczyny z posta – sama czasami, chcąc odpocząć w ciszy, wybieram miejsca, gdzie nie ma dzieci, ponieważ to wyklucza możliwość wpadniecia na rodzinę z luźnym podejściem do wychowywania maluchów. Oczywiście 7/10 wyjść wiąże się z małoletnim otoczeniem, które zachowuje się w porządku, ale czasami nie chcemy ryzykować wpadniecia na pozostałe 30 procent. 🙂
W punkt 🙂 Nie widzę nic złego w restauracjach dla dzieci jak i tych, w których dzieci nie są mile widziane, każdy ma prawo zapraszać takich klientów, jakich chce 🙂 W końcu to nie publiczne miejsca, tylko prywatne interesy.
Sami na razie byliśmy 3-4 razy z młodym w restauracji, z czego dopiero ostatni raz był na tyle kumaty, że mógł przeszkadzać, ale wierzę, że nie przeszkadzał! Zabawki, kredki i przyzwyczajenie to klucz. Jeżeli nigdy nie zabieramy dziecka do restauracji, być może nigdy nie nauczy się, jak się w niej zachowywać. Dobry pomysł z tym próbowaniem w restauracjach rodzinnych! Przyjazne miejsce, miła atmosfera i brak spiny, że komuś przeszkadzamy 🙂
PS. Niestety dyskusje w internecie, w którym występują matki zazwyczaj kończą się wzajemnym obrzucaniem się błotem…przykre :/
Święta prawda ! Ja również reaguję negatywnie na rozwrzeszczane bachory (bo inaczej dzieci zachowujących się w wiadomy sposób, nazwać nie można),ale jeszcze z jeszcze większą odrazą spoglądam na beztroskich rodziców, którzy w ogóle nie reagują, bo myślą, że ich dzieci mają prawo zachowywać się jak chcą i każdy to musi akceptować. Dlatego zgadzam się w pełni-to rodzice ponoszą odpowiedzialność za wychowanie i zachowanie dziecka i te matki, które najgłośniej krzyczą, pewnie mają najwięcej na sumieniu 😉
Me Dziecko aniołkiem nie jest ale w miejscach publicznych zachować się umie… Gdy zaczyna np coś głośniej robić wystarczy delikatnie zwrócić uwagę. Oczywiście nie jest wtedy zbyt szczęśliwa ale rozumie. Bo choć osobiście jak już mi się zdaży wyjść bez niej to raczej gdzieś wieczorem gdzie wtedy Dzieci nie ma to jestem w stanie zrozumieć innych którzy niekoniecznie chcą np jeść obiad z krzyczącym brządcem za plecami.
Me Dziecko aniołkiem nie jest ale w miejscach publicznych zachować się umie… Gdy zaczyna np coś głośniej robić wystarczy delikatnie zwrócić uwagę. Oczywiście nie jest wtedy zbyt szczęśliwa ale rozumie. Bo choć osobiście jak już mi się zdaży wyjść bez niej to raczej gdzieś wieczorem gdzie wtedy Dzieci nie ma to jestem w stanie zrozumieć innych którzy niekoniecznie chcą np jeść obiad z krzyczącym brządcem za plecami.
Nie widzę nic złego w pytaniu o polecenie restauracji bez dzieci, przecież osoba ta nie wyganiała rodziny z dziećmi z knajpy 😉 Najgorsze jest to, że niektórzy rodzice sami są winni, że dzieci w miejscach publicznych są postrzegane jako wrzeszczące, rozwydrzone bachory 😉
skoro właściciel może wprowadzić zakaz wpuszczania psów do lokalu, obowiązkowy dresscode lub wymagania co do wieku to dlaczego zakaz wstępu dla dzieci spotyka się z takim poruszeniem? różni są ludzie, różne mają potrzeby i możliwości i lokale też fajnie, żeby były różne. te dla rodzin z dziećmi i te bez dzieci. te horrendalnie drogie i te zupełnie przystępne. każdy znajdzie coś dla siebie, nie trzeba na siłę pchać się akurat tam, gdzie nas nie chcą.
Rozni ludzie maja rozne potrzeby najwazniejsze abysmy sie nawzajem szanowali x
Mnie nie przeszkadza matka karmiąca czy dzieci. Fakt czasem dzieciaki są nieznośne. Jednak tak ujęłaś to przede wszystkim zależ to od wychowania oraz zajęcia się maluchem. Ja pracuję w sklepie. Na co dzień mam sytuacje gdzie dzieci robią co chcą, a rodzice mają to gdzieś. Jednak są wyjątki i są rodzice z dziećmi, które zachowują się jak powinny. A wiadome jest,że nie każdy lubi dzieci. Jednak restauracja to miejsce publiczne i każdy może tam wejść. Rodzic, dziecko, staruszek, niepełnosprawny. Restuaracja to trochę jak jazda komunikacją miejską. Trzeba się liczyć,że będę tam ludzie i to różni. I nie zawsze cicho będzie. A jak znamy miejsca gdzie można wyjść bez dzieci – czemu nie.Wiadomo,że czas wtedy spędza się inaczej.
W pełni się zgadzam, nie każdy musi lubić dzieci, a nawet jak lubi to nie 24h na dobę 🙂
Myślę, że to był kolejny temat, który miał w mediach wywołać burzę w szklance wody i nabić słupki popularności. Tragiczne jest to, że Polska będąc z zasady demokratycznym krajem co chwilę udowadnia, jak bardzo jest nietolerancyjna, a fakty są przeinaczane, żeby podkręcać atmosferę nienawiści.
Moim zdaniem powinny być miejsca/strefy dla osób z dziećmi i dla ludzi, którzy wolą dzieci "unikać". Różni są ludzie, różne są powody. Osobiście do dzieci nic nie mam, ale rozumiem za równo rodziców, którzy chcą zjeść rodzinny obiad w jakiejś lokalnej restauracji jak i osoby, które chcą uniknąć biegających czy płaczących dzieci.
Moim zdaniem powinny być miejsca/strefy dla osób z dziećmi i dla ludzi, którzy wolą dzieci "unikać". Różni są ludzie, różne są powody. Osobiście do dzieci nic nie mam, ale rozumiem za równo rodziców, którzy chcą zjeść rodzinny obiad w jakiejś lokalnej restauracji jak i osoby, które chcą uniknąć biegających czy płaczących dzieci.
Temat dość kontrowersyjny, sama jestem matką i wiem jak dzieci mogą być wkurzające, szczególnie jak się ich nie ma. Z jednej strony nie dziwię się, że komuś mogą przeszkadzać, z drugiej dziecko trzeba jakoś uspołeczniać choćby poprzez chodzenie do miejsc publicznych. Z karmieniem piersią też mam mieszane uczucia. Pamiętam, że tak organizowałam wyjścia, że nie zdarzyło mi się karmić "przy ludziach". Nawet jak byliśmy w restauracji, wolałam wyjść do samochodu niż karmić "na widoku".
Vandrera zastanawia inna rzecz o której piszesz. Jad. Obecny w dyskusji na każdy temat, obie strony maksymalnie sie polaryzują i nikt nie chce choćby próbować zrozumieć drugiej strony. Tymczasem często są to właśnie takie kwestie gdzie można by pokojowo współpracować – jak choćby w opisanym przykładzie. Sowa ostatnio coraz rzadziej czyta takie dyskusje bo za każdym razem przeraża ja coraz bardziej jak ludzie potrafią na siebie naskakiwać.
Przyjaciół nie poznajmy w biedzie, tylko po tym jak znoszą nasz wymarzony sukces. cyt. Paulo Coelho. Na zlecenie ITI ProSystems… czytał M. Skrobosz… 🙂
Nasze zycie zawsze pokazuje rezultat naszych dominujacych mysli. – Soren Kierkegaard
Nie chce pod koniec zycia stwierdzic, ze przezylam tylko jego dlugosc. Chce przezyc tez pelna jego szerokosc. – Diane Ackerman