CZWARTEK
Dzień zaczął się mocną kawą bo dziś dużo biegania po schodach.
Dlaczego?
W czwartek jest mój dzień na pranie.
Właściwie czwartek zastępuje mi sobotę; piorę, sprzątam, układam.
Mało kiedy w szwajcarskich mieszkaniach spotkać można pralkę; w blokach zazwyczaj jest pralnia w piwnicy, z której korzystają na zmianę wszyscy mieszkańcy. Mamy magiczną kartę na chip, która uruchamia machiny i do roboty! Z 3 piętra biegam dom-pralnia-dom-pralnia.
Taki żywot szwajcarskiej kury domowej.
Choć nie powiem: suszarka to fajna rzecz. W jednym pomieszczeniu ciuchy się piorą, w drugim już suszą i w domu zostaje mi tylko prasowanie i układanie. A przy moim super żelazku to sam relax ;P
Gdybałam i gdybałam nad burdelem w domu.
Z bolącą głową i zakatarzonym nosem nie miałam ani siły ani natchnienia na porządki.
Uszykowaliśmy się szybko i daliśmy dyla z domu. Wycieczka tramwajem do miasta to zawsze atrakcja. Oliwier uwielbia tramwaje i pociągi 🙂
Warto było jechać bo od soboty odbywa się w Bazylei Herbstmesse. To czas, gdy Bazylejczycy witają jesień a każdy plac w mieście zamienia
się w wesołe miasteczko, pełne atrakcji i pyszności. Pachnie tu migdałami, kasztanami, kiełbasą i grzanym winem! Zarówno na dzieci jak i dorosłych czeka ogrom atrakcji: w każdym kącie stoją karuzele, pędzące kolejki i mój ulubiony diabelski młyn. Herbstmesse trwa całe 2 tygodnie ale nie sposób się tam nudzić, za każdym razem odkrywa się coś nowego. Jest wesoło, radośnie, ludzie są uśmiechnięci i rozbawieni. W zeszłym roku byliśmy chyba 4 razy i nadal czułam niedosyt.
Mam nadzieję, że wyciągnę Ślubnego w weekend na jakieś szwajcarskie smakołyki do Basel. Oj tak, tam pachnie czekoladą tak mocno, że nie da się przejść obok! Oczywiście synuś mnie naciągnął na bardzo niezdrową i mega długą żelkę – ja fundnęłam sobie coś w rodzaju murzynka w delikatnej, cieniusieńkiej czekoladzie i wiórkach kokosowych. Mniam!
Co roku atrakcje się zmieniają: w zeszłym na przykład był nowoczesny diabelski młyn – w tym roku postawiono na bardziej tradycyjny. Zniknęła też najbardziej charakterystyczna karuzela, nad czym niesamowicie ubolewam (po prostu lubiłam na nią patrzeć – jakbym cofnęła się w czasie). Wrzucam Wam zatem zdjęcie z zeszłego roku by zobrazować to o czym mówię.
Gdy już nasze brzuszki były pełne wybraliśmy się jeszcze na spacer po Bazylei. Lubię to miasto, jest bardzo klimatyczne – polecam! A w związku z tym, że wracając musiałam iść na pocztę odebrać paczkę – a poczta na przeciwko placu zabaw – zawędrowaliśmy jeszcze na małe szaleństwo w liściach. Świeciło pustkami i było bardzo przyjemnie; zawiewał lekki wiaterek więc żółte liście spadały wolno z drzew. Relaks na ławeczce dla mamy i dziki szał dla syna 😛
Na szybki obiad zdążyłam ukręcić kaszę na gęsto z warzywami. Paluszki lizać!
Zdrowe to i pyszne a póki syn chce wcinać to bon apetit!
Potem była już tylko beztroska zabawa duplo (znowu 😛 ) i czytanie książeczek.
Dużo czytamy – jeśli można tak powiedzieć – bo zwykle Oliwier sam opowiada historyjki do obrazków. Cieszy mnie to bo świadczy to tylko o Jego wyobraźni. Tatko dzisiaj powędrował na swój kurs języka (tak! On też się szkoli) a my leżakowaliśmy na dywaniku. Zmęczony synuś już od 18-tej wołał o kąpiel. Ostatecznie o 20 padł jak długi i zasnął.
Chciałabym Wam jeszcze pokazać kilka aktualnych fotek z Herbstmesse bo to na prawdę piękna tradycja – 545 rok z rzędu!!! – a i jest to pretekst by wyciągnąć Ślubnego na miasto. Widać po dzisiejszym wpisie, że nasza najbliższa okolica jest pełna niespodzianek, rozrywkowa i wesoła. Dużo się tutaj dzieje i cieszę się, że akurat w bliskim sąsiedztwie z Bazyleą mieszkam 🙂
10 komentarzy
Wspólna pralnia? Genialne rozwiązanie 😉
Dzięki, że przybliżasz mi uroki Szwajcarii. Proszę o więcej! 😉
Jak robisz tak smacznie wyglądający obiad? 😉
Niby genialna ta pralnia ale jestem uwiązana listą – mogę prać tylko w swoim wyznaczonym czasie. Jest to problematyczne gdy na przykład wracam z urlopu z furą prania i muszę czekać na swoją kolej a ciuchy się kiszą 🙁 Nooo i karta magnetyczna – gdy się zepsuje lub zgubi – na nową trzeba czekać 2 tygodnie i pranie odpada bo inaczej nie uruchomisz pralki 😛 Obiad? Hmmm kasza była dość gęsta z tymi warzywami i włożyłam ją do pudełka po jogurcie w celu uformowania. Pewnie wrzucę przepis bo to na prawdę pychota 🙂
O losie. U mnie pralka chodzi często dość!
No właśnie to też mnie "boli" – bo muszę cały tydzień gromadzić :/
świetny post 🙂
Jakie piękne wesołe miasteczko! Jedziemy do Was!
Super 🙂 Kasza wygląda bardzo smakowicie!
Koniecznie musisz podać przepis na kasze. Gdy ja zobaczyłam, az mi ślinka pociekla 🙂
Koniecznie musisz podać przepis na kasze. Gdy ja zobaczyłam, az mi ślinka pociekla 🙂
Ja bym się nie przestawiła na taką pralnię. Masakra. U nas pralka chodzi minimum raz dziennie.