Internet chciał zniszczyć moją rodzinę i to tylko moja wina. Sama zaprosiłam technologię do mojego domu, sama zaczęłam się w nią zagłębiać coraz bardziej… aż do momentu gdy niewinne “zaraz, za chwilę” zaczęły się przedłużać w nieskończoność. Dostałam w twarz, gdy syn mi powiedział: “nigdy nie masz dla mnie czasu” – w ustach 3-latka zabrzmiało to tak rozpaczliwie, że powiedziałam “DOŚĆ!”
Niewinne początki
Internet pojawił się w moim domu dawno temu; za czasów fotki i naszej klasy, potem powstała era facebooka – i chociaż byłam do niego niechętnie zastawiona, założyłam profil. Traktowałam go jako zabawę do momentu gdy powstał blog; powstał wówczas także fanpage, zaczęło się wędrowanie po internecie w poszukiwaniu inspiracji, zdjęć, ludzi. Fajna zabawa zaczęła przeradzać się w uzależnienie, nad którym całkowicie panowałam… też do pewnego momentu.
Fejm!
Pierwsi czytelnicy, miłe słowa, lubisie, komentarze – zaczęło ich przybywać, a ja zaczęłam coraz więcej czasu spędzać przed komputerem. Pochłonęła mnie organizacja spotkania blogowego, wiecznie wertowałam strony szukając sponsorów, ciekawych ofert, miejsc. Z facebooka i bloga przeniosłam się na całą sieć i regularnie przeglądałam masę stron. Dysk zapełniał się zdjęciami, inspiracjami i linkami do miejsc, które trzeba odwiedzić, blogów, które należy przeczytać i rzeczy, które trzeba koniecznie zrobić. Kreatywne zabawy z synem były z początku niewinne; rozwijały Jego i mnie ale nagle okazało się, że w pokoju nie może być bałaganu, dziecko musi być czyste, a prace twórcze idealne. Zaczęłam odganiać syna, gdy “pracowałam”… mimo, że kiedyś pracował ze mną.
Pierwsza kartka ostrzegawcza
Pierwsza kartka ostrzegawcza, to były słowa Ślubnego: “ciągle ślęczysz przy tym komputerze”, ” zostaw już ten telefon”, “klikasz i klikasz” – olałam go, przecież pracowałam nad blogiem! Nad moim ukochanym drugim dzieckiem. Nie zauważyłam gdy moje PRAWDZIWE dziecko zaczęło się ode mnie odsuwać, a ja – przyznaję z ciężkim sercem – byłam z tego zadowolona. Miałam wreszcie spokój, by pisać, fotografować, tworzyć. Nie rozstawałam się z telefonem, a wyjście na plac zabaw był dla mnie męczarnią bo nie miałam dostępu do sieci. Zaniedbałam dom, siedziałam po nocach, małżeńska sypialnia mogłaby dla mnie nie istnieć. W końcu jednak przyszedł czas na pobudkę…
Czerwona kartka!
Olałam totalnie wszystko; solidne śniadanie dla syna, pyszny obiad, kolację, małżeństwo i macierzyństwo w pełnym zakresie – robiłam tylko to, co musiałam i nic ponad miarę. Wszystko robiłam na przysłowiowy od-pe-r, po przebudzeniu najpierw siadałam do komputera i sprawdzałam pocztę, mam pracę/ zlecenie/ wpis do zrobienia – nie mogę odejść teraz od komputera! Dziecko odejdź, włączę Ci bajkę, zaraz, za chwilę, daj mi 5 minut, no przecież pracuję, czekaj nooo! Wypluwałam z siebie te słowa jak z procy, nie musiałam nawet myśleć – one same mi właziły na język i uciekały w przestrzeń – w przestrzeń mojego dziecka.
Usiadł i zaczął układać nowe puzzle.
– Mamo, pomóż mi.
– Za chwilę.
– Ale one są takie trudne.
– Dasz radę.
– Ale nie wiem jak
– Oj zaraz!
– Nigdy nie masz dla mnie czasu.
Bez pretensji, bez unoszenia głosu – z rozczarowaniem, rezygnacją.
Boże! Zawiodłam Go! Kiedy to się stało? Jak mogłam!
Pękło mi serce
Moje serce pękło na milion kawałków.
Jak mogłam sprawić, że mój 3-letni, ukochany syn powiedział mi coś takiego?
Dlaczego nie zauważyłam, że On jest cierpliwy, że cały czas czeka na mnie i moją uwagę.
On nie żądał by się z nim bawić, On o to prosił…
Tego dnia powiedziałam sobie “DOŚĆ!”
Obiecuję poprawę
Przez kilka dni całkowicie zniknęłam z sieci i wróciłam odmieniona.
Dałam sobie w pysk, popłakałam, ochłonęłam i wreszcie jestem szczęśliwa.
Ponownie odnalazłam radość z beztroskich wygłupów na placu zabaw, z turlania się po łóżku i zawijania w kocyk. Niebywałą przyjemność sprawia mi czytanie z synem i układanie wieży z pierdyliarda kloców lego. Przesiaduję na kanapie ze Ślubnym i razem gapimy się w telewizor, popijając wino, wcinając chipsy i żartując.
Nadal piszę, nadal mam sporo zleceń i zobowiązań ale okazało się, że od kiedy wrzuciłam na looz potrafię je wykonać szybciej i lepiej. Gdzie zatem spędzałam te długie godziny przed komputerem? Gdzie wędrowałam? Teraz nie rwę już włosów z głowy patrząc na statystyki, nie odpisuję od razu na komentarze i wiadomości. Nie jest mi jednak łatwo; łapię się czasem na tym, że siedzę za długo lub używam zakazanych słów ale gdy tylko się zorientuję, że przeginam; wyłączam laptopa i idę z młodym na zewnątrz. A Ślubny? Zauważył różnicę i kilka pierwszych dni mi dogryzał “a Ty nie przed laptopem? święto!”. Teraz już sam przyznał, że lubi jak wszystko jest w normie.
Nigdy w życiu
Pewnie jest wiele kobiet, które tkwią w tym niebezpiecznym etapie – choć mężczyzn dotyczy to równie często. Uzależnienie od internetu nie boli ale krzywdzi tych, których kochamy. Okazuje się ze jesteśmy rodziną/ parą nie ze sobą, a obok siebie. Wcale nie musisz prowadzić bloga, by zagubić się w tym świecie – pięknym, idealnym, pełnym wrażeń – jest przecież tyle miejsc w sieci!
Pamiętaj jednak, że warto czasem zrobić sobie rachunek sumienia, dać w twarz i zrozumieć błędy. Twoja rodzina potrzebuje Ciebie tu i teraz, pamiętaj, bo nigdy nie wiadomo co przyniesie jutro.
Zacznij więc cieszyć się z życia, Twojego PRAWDZIWEGO życia, którym wirtualne nigdy się nie stanie.
8 komentarzy
O żesz! i zamiast bawić się z synkiem, podczytuje tu Ciebie! 😉
pracowałam na cały etat, prowadziłam dom, zajmowałam się dziećmi, gotowałam bo to uwielbiam… a nocami blog. Zarywałam noce. Potem przyszedł czas przerwy, zaczęłam się bardzo źle czuć. Ochłonełam. Teraz podchodzę do spraw blogowania z dużą dawką rozsądku.
super wpis:) ale czasem jak się człowiek zaczyta, to przyznaję, ciężko się oderwać..a najgorzej jak piszę post, bo lubię od początku do końca napisać..
super wpis:) ale czasem jak się człowiek zaczyta, to przyznaję, ciężko się oderwać..a najgorzej jak piszę post, bo lubię od początku do końca napisać..
Twój wpis daje do myślenia… Też mam czasem takie dni, że wiem o tym, że za dużo siedzę przed kompem… Najlepszy jest wtedy kilkudniowy całkowity odwyk i wszystko wraca do normy 😉
Sama łapię się na tm, jak syn stoi przy moich nogach i chce bym z nim poszła, a z ust wylewają się słowa "już, chwilka, zaraz …". Dlatego staram się nadrabiać zaległości nocami, czy podczas drzemki młodego. Nie zawsze się to udaje, ale staram się jak mogę
Chyba każda z nas się na tym łapie… Smutne to ale prawdziwe
Niestety mój chłopak zaginął całkowicie w świecie internetu i nie wiem już, co robić, czasem nie mam już siły…