Mam dwa takie trudne momenty, którymi mogę się z Wami podzielić.
Paradoksalnie: jeden dotyczy narodzin, a drugi śmierci.
Zastanawiałam się długo czy pisać o tym czy nie.
Czy może znaleźć bardziej lekki i przyziemny “trudny moment”?
Czy obnażyć swoją duszę…
Dojrzałam chyba do tego…
trudny moment: ŚMIERĆ
Tata mojego taty był najwspanialszym człowiekiem jakiego znałam. Pół życia pracował na roli. Zawsze serdeczny i uśmiechnięty. W końcu wykryto u Niego raka żołądka – żołądek usunięto a dziadek marniał w oczach. Nie wychodził z domu bo nie miał siły, nie mógł krążyć po swoich “włościach”, gadać z sąsiadem przez płot, tęsknił.
1 listopada obchodził swoje 81 urodziny. Tego dnia byliśmy daleko, na grobach rodziny od strony mamy. Dziadek trzymał się dzielnie cały dzień, czekał na swego syna, czekał na nas. Powitał w łóżku – uśmiechem. Rozmawiał z nami dużo, pytał o plany. Był taki szczęśliwy, rodzina w komplecie.
Chyba w głębi czułam, że to już…
Byłam sama z Nim w pokoju, na pożegnanie pocałowałam Go w czoło i powiedziałam: kocham Cię dziadku. Odpowiedział mi tylko: ja Ciebie też, będzie dobrze – pamiętaj.
nazajutrz odszedł…
Nie patrzyłam na to jak Go wynoszą z domu, nie weszłam do kostnicy. Nie musiałam patrzeć, przecież już się pożegnaliśmy – w możliwie najpiękniejszy sposób…
trudny moment: NARODZINY
Nie w dosłownym znaczeniu – bo narodziny naszego syna były jednym z najpiękniejszych wydarzeń w moim życiu. To co wydarzyło się nazajutrz rozpoczęło horror…
Przy rutynowym badaniu zamieszanie, zabieramy dziecko na dodatkowe badanie, coś z sercem, przenosimy do innego szpitala – Pani jest po porodzie, nie może Pani jechać! Jak to?!
Wypisuję się na żądanie i jadę za nim by po 4 godzinach dowiedzieć się, że ma poważną wadę serca i bez niezwłocznej operacji nie ma szans…
Pada decyzja: przewozimy do Warszawy, Centrum Zdrowia Dziecka nas przyjmie, żegnam się z nim – przez plastikową ścianę inkubatora. Ledwo odnajduję własne dziecko w kablach, przewodach i rurkach… Zobaczę Go dopiero po 4 dniach.
Ciężko mi, mleko cieknie, wstaję w nocy by odciągać, Jego nie ma. Nie pamiętam czy robiłam coś przez te dni poza płakaniem i walką o mleko. Coś poza szukaniem powodu: dlaczego my? Dlaczego nas to spotyka i nasze dziecko? Czym sobie zasłużyłam?
Dzień, w którym opuszczamy szpital jest pełen emocji i radości – nasz syn wygrał walkę o życie.
Nie wiem wtedy jeszcze, że to nie ostatni pobyt w szpitalu, nie ostatnie łzy, nie ostatnia operacja i walka o to co najważniejsze…
Może jestem nawiedzona ale myślę, że wydarzenia te są powiązane.
Jednego dnia radość i spotkanie – drugiego traumatyczne wydarzenie.
koniec i początek życia
Dziadek powiedział, że będzie dobrze – czuwa nad nami…
dziękuję Ci…
22 komentarze
Piękny i szczery wpis, łezki poleciały….
zastanawiałam się czy aż tak szczerze powinnam ale to był dobry wybór…
Wzruszyłam się…piękny tekst.
dziękuję
Popłakałam się. Wszystkiego dobrego!
dziękuję!
Rzeczywiście piękny tekst. Rozkleilam sie. Nawet nie moge sobie wyobrazic jak ciezko Ci musiało byc.
oj ciężko ale jak ja nie dam rady to kto?
Pięknie napisane! Ja nadal pamiętam moich dziadków,zwłaszcza babcię!Też miała raka ale macicy,potem przeszło na inne narządy,w tym także na żołądek.Smutne i ciężko patrzeć gdy ukochana osoba odchodzi.A dzieci…Są Naszym całym światem!J przy drugim synu płakałam gdy okazało się,że coś nie tak ma ze słuchem(Zapycha mu się tylko trąbka a słyszy-ma 2 latka)Nadal to przeżywam :/ Zdrówka życzę 🙂
dzięki! My jesteśmy pod stałą kontrolą kardiologa – jestem przygotowana na kolejną operację – niestety nieunikniona 🙁
🙁 Jesteś bardzo silną kobietą. I dziadek miał rację – wszystko będzie dobrze! Już jego w tym głowa, czuwa nad Wami z góry 🙂 Trzymaj się dzielnie :*
będzie dobrze – musi!
Brawo za odwage i sile, ja nie jestem gotowa na takie wyznanie. U mnie dzis bedzie skromniej. Powodzenia
Od śmierci dziadka minęło kilka lat, pierwszy raz od tego czasu pisałam tak szczerze…
Oj, wzruszyłam się 🙂
Aż łza się zakręciła… Ale silna z Ciebie kobieta :*
Piękne pożegnanie. Nie każdy ma taką możliwość, jednego dziadka nie znałam, drugi zmarł nagle.
Wzruszająca historia.
Nawet sobie nie chce wyobrażać jak strasznie musiałaś się czuć:(. mam nadzieje, że wszystko już wróciło do normy. Wspaniały wpis, bardzo wzruszający.
Bardzo wzruszająca opowieść.
Podobne momenty przeżyłam kiedy mąż miał wypadek. Ale chyba chorobę dziecka odczuwa się mocniej, zwłaszcza zaraz po urodzeniu. Dobrze, że przetrwałaś:)
Wzruszyłam się.
I będzie dobrze, zobaczysz. Ściskam mocno.